Ani James, ani Bond

W tym forum tylko moderatorzy mogą zakładac nowe tematy.

Moderatorzy: redaktor, Detektyw

ODPOWIEDZ
redaktor
Posty: 68
Rejestracja: 2010-02-02, 15:41

Ani James, ani Bond

Post autor: redaktor » 2010-11-30, 14:20

Jesteśmy w stanie zatrudnić dowolną liczbę detektywów - zapewnia Krzysztof Szaruga, właściciel agencji Detektyw 24. Ale co właściwie robi detektyw?

Pani podejrzewa męża o romans, przychodzi do detektywa. Detektyw zaczyna obserwację męża. Najpierw ustala, że podejrzenia są słuszne. Potem, że mąż z kochanką jadą na weekend nad morzem. Tam przestają się kryć, spacerują objęci po plaży. Detektyw na drugi dzień przywozi na miejsce klientkę. Kobieta ma ze sobą aparat - żeby zrobić zdjęcia, które będą jej potrzebne na sprawie rozwodowej i dwie koleżanki, które będą świadkami. Siadają na plaży, a kiedy zakochani się zbliżają, ona wypala: - Co tu robisz kochanie? A co pani robi tu z moim mężem? - Facet był zszokowany - opowiada Krzysztof Pietruniak, właściciel agencji detektywistycznej Omega.

Siedzenie i obserwacje

Tak detektyw lubi pracować najbardziej: ustalić fakty, a potem pokazać je klientowi. Sprawą klienta jest, co zrobi z tym dalej. Nagrania audio czy wideo mają małą wartość przed sądem. Dla sądu liczy się zeznanie świadka, może nim być detektyw. A nagranie to tylko materiał pomocniczy potwierdzający wiarygodność. Wielu nagrań nie można wykorzystać w sądzie. Romansującą parę można filmować w miejscach publicznych oraz w domu albo samochodzie zleceniodawcy (w tej historii: żony). W samochodzie albo domu kochanki - już nie, ona mogłaby oskarżyć wtedy detektywa o naruszenie jej prywatności.

Tak samo nagrań z podsłuchu. Oficjalnie żaden detektyw się do tego nie przyzna, bo podsłuchy mogą zakładać tylko służby państwowe. A nieoficjalnie: można przez mikrofon kierunkowy dowiedzieć się, dokąd wybiera się obserwowany. A potem przyłapać go na gorącym uczynku. - Połowa pracy to siedzenie i obserwacje - mówi Pietruniak. A połowa spraw to wcale nie problemy rodzinne, tylko gospodarcze. Np. wyciek informacji z firmy - dane klientów, plany rozwoju. - Wtedy monitoruje się ruch pracowników zarówno przez obserwację pod siedzibą firmy, jak i w sieci informatycznej. Dostarczamy kierownictwu firmy odpowiednie programy.

Krzysztof Szaruga, właściciel działającej w kilku miastach agencji Detektyw 24, dorzuca jeszcze kilka typów spraw: *pracodawca zleca sprawdzenie, czy pracownik podczas zwolnienia lekarskiego nie pracuje dla konkurencji - "czasem udaje się nawet zdobyć jego wizytówkę z nazwą drugiej firmy"; *ochrona znaku towarowego - "producent kremu informuje, że pojawiły się na rynku tańsze kosmetyki w jego opakowaniach, trzeba ich skład przebadać w laboratorium, dokonać zakupu kontrolowanego, ustalić, kto wpuszcza na rynek fałszywki, a na koniec występować w ciągnącej się kilka lat sprawie przed sądem".

Szkoła i licencja

W kilkunastu miastach w Polsce działa Policealna Szkoła Detektywów i Pracowników Ochrony O'Chikara. Szkoła kształci "techników ochrony fizycznej i mienia", ale, jak zapewnia dyrektor Zdzisław Dałek, przygotowuje też do pracy detektywa. W programie nauczania jest blok prawniczy, ogólny i zawodowy z zajęciami z ochrony osób, obiektów, detektywistyką oraz ćwiczeniami na strzelnicy. - Nasi absolwenci znajdują pracę w ABW, policji, straży miejskiej, w ochronie lotniska, banków, wodociągów. Stawka na początek może wynosić w służbach do 2 tys. zł na rękę, a dla pracowników ochrony 8-10 zł za godzinę - wylicza Dałek. - Czy zostają detektywami? Musieliby jeszcze zdobyć licencję. Ale nie wiem, detektywi nie chwalą się, co robią.

Egzaminy dające licencję detektywa przeprowadzają dwa razy do roku komendy wojewódzkie policji. Trzeba mieć maturę, skończone 21 lat i prawo w małym palcu. Zdaje - jak szacują moi rozmówcy - nie więcej niż 10 proc. Pytania dotyczą kodeksu karnego, cywilnego, rodzinnego, ustaw o policji, straży miejskiej, ochrony danych osobowych, ochrony informacji niejawnych itp.

Jest też prostsza droga: można zostać obserwatorem, czyli pomocnikiem detektywa. Obserwator nie pracuje samodzielnie, ale może wspomagać detektywa, który bierze na siebie ciężar pisania raportów, występowania w sądzie w charakterze świadka. Obserwację prowadzi się zwykle w zespole. - Dwie osoby siedzą w samochodzie, jedna patrzy, druga czyta gazetę, potem się zmieniają - wyjaśnia Pietruniak. - Ja bym nikogo nie zatrudniła bez licencji - oponuje Krystyna Kuźmicz, właścicielka agencji Focus. - Trzeba umieć poruszać się w tematach zabójstw, porwań. Najlepiej sprawdzają się emerytowani policjanci, byli pracownicy służb. Ja sama pracowałam w sekcji zabójstw.

Myślenie i myślenie

Krzysztof Szaruga - ten, który zapewnia, że przyjmie każdą liczbę detektywów - nie patrzy na licencję. Kandydat u Szarugi musi mieć: *25-45 lat. Nie mniej, bo "nie zawsze jest odpowiedzialny". I nie więcej, bo "starsi ludzie wymagają cieplarnianych warunków, a jak się siedzi przez osiem godzin w samochodzie, to w zimie jest za zimno, a w lecie za ciepło";

*wykształcenie co najmniej średnie, żeby potrafił napisać sprawozdanie; *samodyscyplinę "bo zdarza się, że ktoś idzie na obiad na dwie godziny, a potem wymyśla, co się działo, np. że osoba obserwowana wyszła do fryzjera, a potem klient dostaje raport i wytyka bzdury w sprawozdaniu, bo wtedy akurat poszedł z nią na obiad - i są z tego duże problemy w rozliczeniu z klientem"; *musi umieć myśleć.

Szaruga podaje przykład: klient zleca obserwację żony od godz. 9 rano, ale okazuje się, że nie ma jej o tej godzinie w domu. Trzeba ją znaleźć. Jak? - Sposobów jest sto - mówi Szaruga. - Możemy zadzwonić, udając gońca, który ma dostarczyć kwiaty, i zapytać, gdzie mamy przyjechać. Ale następnym razem już musimy zadziałać inaczej. Pietruniak dorzuca: - Albo jak wejść na strzeżone osiedle i co powiedzieć portierowi, żeby nas wpuścił? Jak iść za kimś, żeby się nie zorientował, że jest obserwowany? Ale można też obserwować kogoś, idąc przed nim.

Szaruga na rozmowie kwalifikacyjnej zaczyna od pytań prostych i przechodzi do coraz trudniejszych. Np. jak w ciągu ośmiu godzin znaleźć kogoś w 12-milionowym Paryżu, wiedząc tylko, że ma niebieski samochód i znając numery rejestracyjne. Jeśli kandydat opowiada, że będzie szukał po restauracjach i klubach, to przepadnie, bo to nierealne. Jeśli powie, że "ułoży się" z policjantami, żeby pomogli mu odnaleźć poszukiwanego, to lepiej, bo myśli. - To pytanie z serii łatwych - komentuje Szaruga. - Trudniejsze mogą dotyczyć np. przeprowadzenia cesji w transakcjach międzybankowych. Na tym wszyscy padają, ale tego nauczą się na szkoleniu. Jeśli kogoś przyjmujemy, płacimy mu przez trzy miesiące za szkolenie przygotowujące do zdania licencji. Zda, to dobrze, nie zda, zostanie na razie asystentem.

Początkujący detektyw może liczyć na zarobki rzędu 6 tys. zł brutto miesięcznie (za godzinę obserwacji dostaje 40 zł) - podaje Szaruga. Przez miesiąc będzie pracował na zlecenie, potem dostanie umowę o pracę. W małej agencji można liczyć na początek na maksimum 2 tys. zł. Obserwatorzy prowadzą często własny interes (np. sklepik), a kiedy jest zlecenie - dorabiają u detektywa. - Zdarzają się jeszcze bonusy za sprawy "na efekt" - dorzuca Szaruga. Klient proponuje dużą sumę (nawet 50 tys. zł) za znalezienie dowodów w sprawie. Agencji może to zająć dwa dni, a może się z tym nigdy nie uporać. - Np. ojciec nie jest pewien ojcostwa i zleca pobranie próbki DNA dziecka, płacąc za to tysiąc złotych. Może się zdarzyć, że dziecko po pięciu minutach obserwacji wypluje gumę albo matka wyrzuci niemowlakowi pampersa i detektyw ma próbkę. A może tygodniami nic nie wyjść.

Rycerze i prawda

Spytałem moich rozmówców, czy detektyw pracuje jak James Bond. - Nie. Bond realizował ofensywne działania. Detektyw nie wchodzi do akcji, tylko przedstawia stan faktyczny, a akcję podejmuje klient. Od razu albo w sądzie - odpowiada Pietruniak. - Mówi pan, że jesteśmy rycerzami prawdy? Chyba tak. - Odkrywamy prawdę, ale podstępem. Np. kobieta kobiecie powie wszystko. Czasem kobieta detektyw zaprzyjaźnia się z obserwowaną, razem malują paznokcie i ona dowie się, z kim tamta sypia - dodaje Szaruga. - Detektyw raczej pracuje w tle, jak program antywirusowy, niezauważalnie. Rozpracowywaliśmy wielkie kradzieże, porwania, wymuszenia. Doprowadzamy sprawę do finału, zawiadamiamy policję i już nas nie ma. Policja ma wynik, poprawia sobie statystyki. Ale to my wzięliśmy za rozwiązanie sprawy pieniądze.
red. Wojciech Staszewski


pobrano z gazetapraca.pl

ODPOWIEDZ